Ciemna postać podeszłą do nas. Wciąż nie zdejmowała kaptura, ale zaczęła coś szukać w tylnej kieszeni. Wyjęła z niej białą kopertę i podała Ashley, która stała naprzeciw niej.
-Veronica była moją kuzynką.- zaczęła wyjaśniać Lucy, gdy Ashley zaczęła otwierać list.
-Czytałaś go?- spytał mulat.
-Nie. Kazała mi się z Wami spotkać i wtedy go przeczytać.
-Drodzy przyjaciele.- Ashley zaczęła czytać.- Jeśli czytacie ten list to znaczy, że mnie nie ma. Chciałam Was przeprosić. Musiałam. Po prostu musiałam. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Mam tylko jedną prośbę do Was. Wiem, że każdy z Was ma problemy. Chcę tylko byście spełnili swoje marzenia. Ucieknijcie od problemów. Słyszałam, że chcieliście wyjechać do L.A. Na co czekacie? Nie odkładajcie tego. Spełniajcie je. Spełniajcie je, ale razem. Nie osobno! Razem. W grupie siła. Tęsknie za Wami. Nie płaczcie, Veronica.- skończyła czytać krótki list Ashley, a w jej kąciku oczu zauważyłam łzy.
Zresztą ja też płakałam. Chłopaki też byli blisko płaczu, ale się powstrzymywali. Przecież dla każdego z nas Veronica byłą ważna. Była naszym aniołem stróżem. Spojrzałam na Lucy. Nie mogłam zobaczyć czy płakała czy nie, bo zasłaniał mi kaptur. Okropnie mi było po stracie Veronici, a co dopiero miała do powiedzenia Lucy, która znała ją od dzieciństwa?
-Czemu masz kaptur?- spytał nagle mulat.
Lucy spojrzała na niego spode łba i jednym ruchem ręki zdjęłam kaptur. Moje oczy zamieniły się w pięciozłotówki, gdy zobaczyłam, że na jej twarzy pod okiem znajdował się siny śniak, a wargi były lekko fioletowe i popuchnięte. Spojrzałam na resztę. Mulat ze zdziwienia otworzył usta, ten z czerwonymi oczami patrzył na nią z tym samym wyrazem twarzy co ja, lokowaty ciemny blondyn spuścił głowę, a blondyn patrzył prosto na nią.
-Kto Ci to zrobił?- bąknęła Ashley.
-....- coś szepnęła, ale tak cicho, że nikt nie usłyszał.
Zapadła cisza. Blondyn zaczął wyjmować coś z tylnej kieszeni. Wsadził do ust cienkiego papierosa i zapalił.
-To co robimy?- odezwał się po chwili czerwonowłosy.
-Nie wiem, Michael.- westchnęła Ashley.
Okay, chłopak z czerwonym włosami to Michael.
-Ona ma rację powinniśmy się uwolnić od tych problemów.- zauważył mulat.
-Calum, ale my od tak nie możemy wyjechać do L.A!- krzyknęła Ashley.
-Czemu, nie?- spytał się blondyn wydmuchując dym.
Znów zapadła cisza.
-Zróbmy tak.- blondyn oblizał usta.- Za tydzień, kiedy rozpoczną się wakacje zbieramy się na lotnisku z biletami i wyjeżdżamy. Proste, nie?
-A skąd weźmiemy kasę?- spytała Ashley.
-Każdy weźmie po trochu.
-A Missie?- teraz każdy spojrzał na lokowatego.- Jej rodzice są podobno nadziani.
No tak! Prawie bym zapomniała o ostatniej z czatu. Missie.
-Masz rację, Ashton. Trzeba się z nią skontaktować.
-Ale jak?
-Mam jej numer.- powiedział Calum na co wszyscy wytrzeszczyli oczy.
Skąd on miał jej numer?
-Świetnie. Zadzwoń dzisiaj do niej i powiedz o naszym planie. Pamiętajcie ani słowa nikomu. Macie tydzień na spakowanie się i uzbieraniu kasy.
_______________________________________
Kolejny rozdział najpewniej jutro. Zostaw komentarz!
Do zobaczenia, Victoria Recovery.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz